Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 3 lipca. Imieniny: Anatola, Jacka, Mirosławy
21/09/2016 - 08:10

Piotr Lachowicz: Gdyby nie wyjazd za granicę, dziś nie miałbym praktycznie nic

W 2006 roku różnica kilkunastu głosów przegrał fotel prezydenta Nowego Sącza z Ryszardem Nowakiem. Cztery lata później już gorzej... – Moim zdaniem Nowy Sącz jest zdecydowanie bardziej tradycyjny, jeśli chodzi o mentalność ludzi. Poza tym na mnie głosowali zawsze ludzie, którzy pochodzą stąd z dziada pradziada.

Przegrywałem zawsze na obrzeżach, i tam gdzie mieszkają przede wszystkim ludzie napływowi. Oni mają trochę bardziej konserwatywne poglądy – mówi w rozmowie z Ewą Stachurą. Teraz jest liderem opozycji w nowosądeckim ratuszu. Jak ocenia życie w Nowym Sączu?

Wychodząc od naszego tytułowego pytania. Czy Nowy Sącz jest dobrym miejscem do startu w dorosłe życie? Czy trzeba wyjechać, żeby odnieść sukces? można sukces odnieść tutaj?

Pytanie jest troszeczkę przewrotne, ale jest to też pytanie, nad którym ja, z przyczyn osobistych, bardzo często się zastanawiam i musiałem zastanawiać. Mam już praktycznie dwóch młodych inżynierów w rodzinie. Chodzi o moje dzieci, które są po dobrej uczelni, bo po AGH. Syn jeszcze studiuje – jest inżynierem, córka już jest magistrem inżynierem. No i niestety z przykrością muszę stwierdzić, że dla młodych ludzi Nowy Sącz, to nie jest dobre miejsce do startu.

Dlaczego? Chodzi o niskie pensje czy brak miejsc pracy?

Dla ludzi, którzy są wykształceni, po dobrych uczelniach, to nie jest dobre miejsce do pracy, bo nie ma pracy. I to wbrew temu, co by się wydawało. Kiedyś, jak studiowałem, to mówiono, że w Polsce jest nadwyżka inżynierów i wtedy preferencyjne kierunki to była ekonomia, prawo, zarządzanie i marketing oraz kierunki związane z finansami i rachunkowością. Potem, już od czasu pierwszego rządu PiS zaczęto informować, że jest z kolei za mało inżynierów. Moje dzieci, tak jak wielu ich szkolnych przyjaciół wybrały studia na kierunkach czysto technicznych i okazało się, że dla młodych inżynierów w Nowym Sączu pracy nie ma. Oczywiście wszystko zależy od kierunku i nie mówię o kilku przypadkach przyjęć w miesiącu. W skali kraju bezrobocie jest jeszcze stosunkowo niskie, ale prawie nikt nie pisze o jego strukturze i różnicach między dużymi ośrodkami a miastami wielkości Nowego Sącza i gminami wiejskimi.

Ale przecież mamy w Nowym Sączu potentatów na rynku światowym…

Mamy tych potentatów, natomiast oni generalnie mają zapotrzebowanie na ściśle określone kierunki. Mało tego, ci potentaci mają też swoją określoną przepustowość, jeśli chodzi o możliwości zatrudnienia. Ja się nie dziwię, że się opierają na kadrze stałej, z doświadczeniem, która pracuje u nich już od wielu lat. I ja też zanim zostałem urzędnikiem, przez pół życia byłem przedsiębiorcą – znam obie strony medalu. Raz byłem klientem urzędu, a później stałem się urzędnikiem. I wiem, że do żadnej ze stron nie można mieć pretensji, bo każdy prowadzi jakąś politykę optymalną: jak sobie wykształcić i dobrać odpowiednią kadrę, by potem jak najpełniej korzystać z jej doświadczenia. Firmy, które zatrudniają specjalistów sezonowo mają później, niestety, problemy z jakością produkcji lub usług. Wielu młodych ludzi w tej chwili do mnie narzeka, że kończą studia, nie mają pracy, a jeśli mają pracę, to za tysiąc trzysta złotych, czyli minimum. Ja wiem, że od czegoś trzeba zaczynać, ja też tak zaczynałem, ale jest to problem ogólnopolski. Natomiast w takich małych miastach jak Nowy Sącz odczuwalny jest szczególnie. Młodzi ludzie pytają mnie: z czego za tysiąc trzysta pięćdziesiąt złotych mamy się dorobić: samochodu, mieszkania. Pytają: z czego mamy sobie wesele wyprawić? Tutaj mówimy o tradycyjnym, konserwatywnym modelu rodziny, a wielu młodych ludzi odsuwa decyzję o zawarciu małżeństwa i posiadaniu dzieci. Chcą wyjechać za granicę, bo ich po prostu nie stać na rodzinę i 500 plus wcale tu nie pomoże.

A jak to jest z tymi wspomnianymi wyjazdami? W zasadzie nie ma już praktycznie w Nowym Sączu rodziny, z której ktoś by nie wyjechał i bardzo dużo ludzi już tu nie wraca…

Wyjazdy z Nowego Sącza to już powszechność. I nie mówię tylko o młodych absolwentach uniwersytetów lub politechnik. Jest też pewna grupa ludzi, którzy nie mają wyższego wykształcenia ale są dobrymi specjalistami z różnych dziedzin na przykład po technikach czy szkołach zawodowych. Bo przecież nie trzeba być zawsze magistrem inżynierem żeby być dobrym specjalistą, prawda? I niestety ci ludzie, co cały czas obserwuję mając też doświadczenia ze wsi podsądeckich, związane z moją pracą na stanowisku sekretarza gminy Podegrodzie, żeby zarobić muszą wyjechać. Część z nich wyjeżdża do dużych miast takich jak Kraków i Warszawa, zwłaszcza jeśli mają zawody budowlane. Jeśli z kolei mają zwody typu kelner, technolog żywności, to uczą się języków i wyjeżdżają do Anglii, Niemiec i innych krajów. Tak samo robią pielęgniarki i pielęgniarze.

W Nowym Sączu jest praca dla tych, którzy pracują już wiele lat. Czasem znajdzie się jakieś przyjęcie do pracy. Ale podam pani przykład młodego inżyniera, który zostanie przyjęty do Newagu czy do Fakro. Jaką on ma stabilizację? Zostanie przyjęty jak firma ma kontrakt, ale za rok będą zwolnienia grupowe po 500, 600 osób, bo kontrakt się skończy. I nie możemy dziwić się właścicielowi, który nie może dopłacać do przysłowiowego interesu.

Ma pan okazję już bardzo długo obserwować, to co się dzieje w naszym mieście. I tak jak pan wspomniał – z obu stron. Czy jest coś, co mogłoby odwrócić tendencję, o której rozmawiamy? Co należałoby zrobić, żeby młodzi ludzie zaczęli postrzegać nasze miasto z większym optymizmem?

Sam miałem podobną drogę życiową. Po zakończeniu studiów pracowałem jako stażysta, byłem młodym świeżo upieczonym magistrem i chciałem zostać na uczelni. Jednocześnie założyłem dosyć wcześnie rodzinę – miałem wtedy 21 lat, jeszcze byłem studentem. Okazało się, że gdybym jednak został na uczelni, to w tym czasie nie byłoby mnie stać, żeby kogokolwiek utrzymać. I wyjechałem do pracy w Austrii, do Wiednia a potem do Berlina. Do kraju wróciłem dopiero po kilku latach. Zarobiony za granicą niewielki kapitał, zainwestowałem w firmę, w której posiadałem udziały. Zawsze powtarzam: gdyby nie ten wyjazd, to nie miałbym dziś praktycznie nic.

Czyli za to za granicą wypracował pan cały kapitał, który…

Który później miałem na wiele lat życia. Na prowadzenie własnej firmy, na budowanie z moim ojcem domu, na zakup mieszkania i tak dalej i tak dalej. Praca w firmie eksportowej była z pewnością bardziej dochodowa od dobrej krajowej posady.

I nie ma innej opcji? Można tylko wyjechać, zarobić i wrócić?

W tej chwili taka jest brutalna prawda. Bo w tej chwili młodzi ludzie nawet jeśli idą do pracy do instytucji publicznych, muszą czekać wiele lat zanim awansują na jakiekolwiek stanowiska kierownicze. Na początku pracują w charakterze wyrobników. Nawet jako urzędnicy po urzędach. Gdyby pani zrobiła rozeznanie, to nawet po gminach na przykład magister ochrony środowiska pod dobrej uczelni jako kierownik referatu zarabia około tysiąc osiemset złotych netto. To więcej niż minimum, ale to też nie są pieniądze, z których czegoś można się dorobić. A proszę mi wierzyć, ja bardzo często rozmawiam na ten temat z młodymi ludźmi, bo nie jestem sekretarzem, który jeździ tylko po zagranicznych delegacjach. Co tydzień mam z mieszkańcami bezpośredni kontakt i naprawdę słyszę to samo: mamy wykształcenie, zawód ale dobrej pracy w Nowym Sączu i okolicach nie ma. 

Cały artykuł można przeczytać we wrześniowym numerze miesięcznika "Sądeczanin"







Dziękujemy za przesłanie błędu