Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 7 lipca. Imieniny: Estery, Kiry, Rudolfa
19/04/2015 - 19:11

Sądeckie sadownictwo – to ciężki kawałek chleba, ale rozwojowy

Czy sądeckie sadownictwo może konkurować z sadownictwem rozwijającym się w innych regionach kraju? Co robić, aby producenci owoców osiągali większą efektywność z prowadzonych upraw? Na te i inne pytania i zagadnienia dotyczące kondycji sądeckiego sadownictwa i perspektyw jego rozwoju starano się szukać odpowiedzi podczas Forum Sądeczanina, które po raz pierwszy zorganizowano w ramach II Wiosennych Eko – Targów w Brzeznej.
O tych kluczowych dla sadowników z Sądecczyzny zagadnieniach rozmawiano podczas jednego z paneli dyskusyjnych. W gronie ekspertów, którzy na ten temat zabrali głos, znaleźli się zaproszeni goście: prof. Eberhard Makosz, specjalista od ogrodnictwa, a zwłaszcza sadownictwa i szkółkarstwa, obecnie prezes Towarzystwa Rozwoju Sadów Karłowych, Józef Sułkowski, wiceprezes Spółdzielni Ogrodniczej Ziemi Sądeckiej oraz Bolesław Zając, prezes Sądeckiej Grupy Producentów Owoców i Warzyw. Do wspomnianych mówców dołączył również Zygmunt Berdychowski, prezes Fundacji Sądeckiej, która zorganizowała II Wiosenne „Eko-Targi”.

Sądecczyzna jest regionem, w którym sadownictwo zawsze bardzo prężnie się rozwijało, choć warunki, zwłaszcza terenowe i glebowe, do uprawy drzew owocowych są w Beskidzie Sądeckim zupełnie inne, niż w innych regionach kraju. Z przepięknych sadów słyną m.in. gminy Łącko, Łososina Dolna oraz Łukowica i Jodłownik na Limanowszczyźnie.

Specyfiką naszego regionu, z uwagi na ukształtowanie terenu, są sady małopowierzchniowe.

Czy mogą one konkurować z potężnymi uprawami sadowniczymi, skomasowanymi chociażby w zagłębiu grójeckim, sandomierskim czy lubelskim?. Są to, jak podkreślił prof. Eberhard Makosz tereny nizinne, gdzie uprawa sadów jest łatwiejsza, a produkcja owoców bardziej opłacalna.

- W innych regionach kraju są inne gleby, panują inne warunki klimatyczne, więc producenci owoców mają szanse uzyskiwać wyższe plony – mówi prof. Makosz.- Nie oznacza to absolutnie, że nasz region jest bez szans. Absolutnie nie. Zgadzam się, że u nas jest trudniej. Sądeckie sadownictwo znane jest od wielu, wielu lat i zawsze stało na wysokim poziomie. Gdzie upatrywać szansy dla naszych, podgórskich upraw ? W naszym terenie, w naszych warunkach klimatycznych i glebowych można uprawiać większość odmian jabłoni. Tereny podgórskie, takie jak tutaj, mają jeden dodatkowy walor w porównaniu z terenami nizinnymi. Jabłka z sadów rosnących na nich mają lepszy smak. Jest to na razie tylko opinia, mająca wszelkie cechy prawdopodobieństwa, ale którą należałoby dokładniej sprawdzić.

Profesor Eberhard Makosz podkreślił, że szansę na „zdrową konkurencję” z sadownikami z innych regionów Polski mogą otworzyć sady owocowe, z których zbierze się 40, 50, a nawet 60 ton owoców z ha. A takie sady, jak zaznaczył są już w naszym regionie .

- Na Sądecczyźnie mamy małe, ale i duże gospodarstwa sadownicze, są grupy producenckie i spółdzielnie zrzeszające sadowników – dodaje prof. Makosz. – Niekoniecznie trzeba działać w pojedynkę.

Zdaniem profesora Makosza jednym z plusów podgórskiego – sądeckiego sadownictwa jest lokalny rynek. Owoc można przechować w nowoczesnych chłodniach z kontrolowaną atmosferą, które już działają, a potem go sprzedać. To właśnie na Sądecczyźnie i Limanowszczyźnie kiełkowało nowoczesne sadownictwo, które było wdrażane następnie w innych częściach kraju. Polska, jak przyznał profesor, jest obecnie największym producentem jabłek w Europie, a trzecim na świecie, jak również jednym z większych eksporterów tych owoców. Dwa lata temu Polska wyeksportowała 1,2 mln ton jabłek.

- Cieszy to, że nowoczesne sadownictwo na Sądecczyźnie dalej wspaniale się rozwija
– podkreśla prof. Makosz.

Sukces, jego zdaniem tkwi także w operatywności i przedsiębiorczości mieszkańców tego regionu. Tak było od zawsze. Zaradność była niezbędna, by w trudnym podgórskim terenie żyć i pracować. Dzisiaj mieszkańcy Sądecczyzny stawiają na nowoczesne sadownictwo, na nowoczesne metody uprawy owoców, otwierające miedzy innymi większe możliwości ich zbytu.

Na Sądecczyźnie działają wspomniane już grupy producenckie, czy spółdzielnie zrzeszające sadowników. Jedną z takich prężnie rozwijających się jest Sądecka Grupa Producentów Owoców i Warzyw „Owoc Łącki”, której prezesem jest Bolesław Zając.

- „Owoc Łacki” był jedną pierwszych grup producenckich jaka powstawała w Polsce – mówi prezes Bolesław Zając. – Nie byłoby jej, gdyby nie upór i zaangażowanie ludzi, którzy, co warto podkreślić, musieli przekonać innych, że to się opłaca, że wspólna praca przełoży się na efekty. Dzisiaj w Grupie „Owoc Łącki” działa prawie 90 sadowników, mamy chłodnię, w której może być składowane prawie 8 tys. ton owoców i warzyw. Jej budowa była możliwa oczywiście dzięki funduszom unijnym. Sądecczyzna jest wyjątkowym regionem sadowniczym, który może poszczycić się, jak podkreślał tutaj profesor Makosz, jabłkiem o wyjątkowym smaku. Certyfikat „Jabłko Łąckie”, który posiadamy, o czymś świadczy. Jest to nasz główny atut.

Podczas panelu padło również jedno z kluczowych pytań, którego w dyskusji o kondycji sadownictwa i większej efektywności tej dziedziny rolnictwa nie można było nie zadać. Mianowicie o prężny lobbing. Takie pytanie padło z ust Zygmunta Berdychowskiego, prezesa Fundacji Sądeckiej.

- Odnoszę wrażenie, że w Polsce brakuje lobby, które reprezentowałoby interesy naszych sadowników, które skutecznie walczyłoby o ich interesy – stwierdził prezes Berdychowski, wywołując do odpowiedzi prof. Makosza.

- Przeżyłem różne rządy w swoim życiu, ale dopiero obecny rząd wykazał zainteresowanie sadownictwem – stwierdził prof. Makosz.

Autorytet w dziedzinie sadownictwa i szkółkarstwa uważa, że miało to związek m.in. z rosyjskim embargiem nałożonym na polskie owoce i warzywa. Dzięki temu otworzyły się jednak dla Polski nowe rynki zbytu. Profesor Makosz wyraził nadzieję, że sytuacja, jeśli chodzi o lobbing polskiego sadownictwa, zmieni się na korzyść.

Mówiono także o tym, jak ważna jest współpraca między spółdzielniami, a istniejącymi już i zakładanymi nowymi grupami producenckimi.

- Czy taka współpraca jest możliwa? – dociekał prezes Berdychowski kierując to pytanie do Józefa Sułkowskiego, wiceprezesa Spółdzielni Ogrodniczej Ziemi Sądeckiej.

- Spółdzielnia Ogrodnicza Ziemi Sądeckiej jest bodajże najstarszą firmą działająca w tej branży na Sądecczyźnie. Nasze korzenie sięgają 1907 roku. W najlepszym okresie rozwoju firmy skupionych było ponad 8 tys. producentów z Sądecczyzny. Dzisiaj skupujemy 22 gatunki warzyw, 11 gatunków owoców, posiadamy rozbudowany system skupów całorocznych na trenie powiatu nowosądeckiego. Posiadamy również swój znaczek związany z Sądecczyzną – „Jabłko Ziemi Sądeckiej”. Handlujemy owocami i warzywami, które zostały wyhodowane w naszym regionie. Wracając jednak do zadanego pytania - spieszę z odpowiedzią. Współpraca jest niezbędna. Nie sposób jest w obecnej rzeczywistości, gdy mamy taki, a nie inny rynek, nie współpracować z innymi grupami, czy podmiotami, które reprezentują tą samą branżę i profil produkcji, czy handlu.

Podczas dyskusji pojawiło się także i inne pytanie. Mianowicie na jakie inwestycje należałoby położyć nacisk, aby wykorzystać potencjał drzemiący w sądeckim sadownictwie?

- Sadownictwo w regionie sądeckim – to ciężki kawałek chleba, ale z pewnością rozwojowy
– przyznał Bolesław Zając. – Zwiększamy tereny przeznaczone pod uprawy sadownicze, podnosimy plony. To widać. W sadownictwie niedoceniana jest baza przetwórcza. Musimy nastawić się na przetworzenie produktów, które wyhodujemy, które daje nam ta ziemia. To jest najbardziej optymalny kierunek.

(MIGA)
Fot. (MIGA)








Dziękujemy za przesłanie błędu