Jak Jan Dziedzina wygrał w Łącku plebiscyt na superwójta
Z Janem Dziedziną, wójtem gminy Łącko, rozmawia Jagienka Michalik
Nie miał pan kontrkandydatów w wyborach samorządowych. Pana wygrana była po prostu plebiscytem poparcia. Wynik jaki pan osiągnął, jest imponujący. „Na tak” było ponad 80 procent mieszkańców gminy. Będzie pan zatem rządził Łąckiem trzecią kadencję. Wygląda na to, na to, że jest pan superwójtem.
- Jeśli chodzi o super, to trzeba być bardzo ostrożnym. Ostatnie wybory samorządowe pokazały to dobitnie. Wśród dużej grupy włodarzy gmin, którzy nie uzyskali reelekcji można znaleźć wielu, których przegrana wydaje się być sporą niespodzianką. Życie uczy pokory. Nie tylko tak mówię, ale tak uważam. Jeśli chodzi o kontrkandydata… wiem, że były jakieś przymiarki, ale teraz nie ma to już znaczenia. Gdybym miał się pokusić o diagnozę takiego stanu rzeczy, to powiem tak: w ostatnich latach udało się wiele zrobić. I to nie tylko przy moim zaangażowaniu, ale także pracowników urzędu, rady gminy i podległych samorządowi placówek. Łącko dostało dość fajnego rozwojowego, inwestycyjnego powera. Być może to sprawiło, że moi potencjalni rywale ocenili, że nie będą w stanie skutecznie ze mną konkurować.
Uznali, że jest okay, Łącko się dobrze rozwija, samorząd dobrze działa i na razie nie ma szans na konkurowanie? Tak to było?
-To oczywiście jest tylko moja ocena i wcale nie muszę mieć racji. Ale gmina to małe środowisko i pewne rzeczy, które przedstawia się w podsumowaniu kadencji są bardzo łatwe do zweryfikowania. Jeśli się mówi, że w jakiejś miejscowości coś udało się zrobić, ludzie widzą czy tak się stało. Jeśli nie, wygarną to między oczy, z pełną świadomością, że mają rację.
Ile był wart ten inwestycyjny power, w przeliczeniu na pieniądze?
-W ostatniej kadencji zrealizowaliśmy przedsięwzięcia warte 180 milionów złotych, z czego ponad 120 milionów to były środki pozyskane z zewnątrz, bo przecież gminny budżet by tego nie udźwignął.
Sukces buduje się nie tylko inwestycyjnym powerem. To także dobre funkcjonowanie urzędu i budowanie dobrych relacji z mieszkańcami.
-To prawda, inwestycje są ważne, ale gminna społeczność żyje także swoimi codziennymi sprawami. W małych środowiskach ludzie oceniają wiele kwestii przez pryzmat pewnego klimatu w relacjach urząd-petent. A więc ważne jest to, co dzieje się w pokojach w urzędzie, często poza mną, bo przecież nie o wszystkim wiem. Ale to też rzutuje na to, jak ludzie mnie oceniają i jak oceniają urząd, z którym się stykają przy okazji załatwiania spraw, które ich dotyczą. Jeśli są zadowoleni, to znaczy, że gmina dobrze działa. Mam nadzieję, że mimo różnych potknięć, bo one są nieuchronne, to jednak mieszkańcy oceniają pozytywnie działalność podległego mi urzędu i jednostek.
Mówi pan o lokalnej mikropolityce. Nie wszyscy samorządowcy doceniają wagę dobrych relacji z mieszkańcami. Dlatego niektórzy wybory przegrali.
-Dobre relację potrzebne są i z mieszkańcami i z radą. To nie jest tak, że nie mamy w Łącku problemów, podobnie zresztą jak w innych gminach. Jednak zawsze potrafiliśmy wypracować konsensus. Potrafiliśmy znaleźć styczną linię przy nierzadko rozbieżnych spojrzeniach na różne kwestie. Realizowaliśmy różne zadania i nie dochodziło do takich sytuacji, które trafiłyby „na języki” i o których byłoby głośno w mediach. Najważniejszy jest cichy klimat pracy i współpracy.
Kampania się skończyła, trzeba się zabierać za pracę w kolejnej kadencji. Jakie są nowe przedsięwzięcia do zrealizowania?
-Jeśli działa się w samorządzie to człowiek wie, że tutaj nie można stawiać cezury między kadencjami. Trzeba realizować inwestycje, jakie być może dokończy ktoś następny. To jest praca sztafetowa. Czasem zmienia się ten, który biegnie z pałeczką. Mam to szczęście, że będę wójtem kolejną kadencję i będę mógł realizować następne zadania, zapowiadane przeze mnie w moim programie wyborczym. Mam nadzieję, że uda się je zrealizować. Najbliższą inwestycją, którą zaczniemy za kilka tygodni będzie budowa gminnego żłobka i przedszkola tuż przy urzędzie gminy. Jeszcze przed wyborami ogłaszaliśmy przetarg. Myślę, że w ciągu kilkunastu dni podpiszemy umowę z wyłanianym wykonawcą.
Jaki jest kosz tej inwestycji?
-To około 13 milionów. Oczywiście montaż finansowy na to zadanie mamy gotowy. Jesteśmy też w trakcie realizacji sporego pakietu zadań drogowych, a na kolejne, warte około 2,5 mln zł wnet podpiszemy umowy. To przykłady, bo zadań mniej lub bardziej gotowych do realizacji, mamy sporo. Jedno jest pewne. Pracy, zadań i problemów na pewno nie braknie. To jest specyfika pracy samorządowej.
Łącko czeka też na obwodnicę. Kiedy zacznie się budowa nowej drogi?
To inwestycja realizowana przez zarząd dróg wojewódzkich. Też jest na etapie przetargu, w którym niebawem nastąpi otwarcie ofert. Mam nadzieję, że w perspektywie kilkunastu tygodni zostanie wyłoniony wykonawca. Wreszcie Łącko ominie nasilający się ruch tranzytowy. Będzie nie tylko bezpieczniej. Będzie też u nas mniej spalin i hałasu. Ta obwodnica nie jest potrzebna tylko Łącku. To jest ważny element usprawnienia i poprawy bezpieczeństwa układu komunikacyjnego na pograniczu subregionów: sądeckiego, nowotarskiego i limanowskiego. W odniesieniu do gminy Łącko, to inwestycja na pokolenia. Chwała za to zarówno zarządowi województwa małopolskiego z panem Witoldem . Kozłowskim na czele, jak i sejmikowi.
Jeśli chodzi o cele na kolejną kadencję… Chciałbym, żebym za pięć lat, mógł powiedzieć: Bogu dzięki, udało się, że o Łącku nie mówiło się źle, mówiło się często bardzo dobrze, udało się utrzymać dobry klimat współpracy i zrozumienia, udało się podtrzymać tempo rozwoju gminy, udało się wykorzystać szanse i możliwości jakie dają fundusze zewnętrzne, tak krajowe jak i unijne. Innymi słowy, żeby można było powiedzieć, że Łącko to dobre miejsce do życia.